lunes, julio 30, 2007

New Faces at the Block Island Times.

lunes, julio 23, 2007

b u m !

Z serii: nasi współlokatorzy i inni niedosłyszący.

Amerykanie intensywnie poświęcają się "odreagowywaniu" pewnie dlatego, że w Kraju Flagi Z Gwiazdami głośno o trzęsieniach ziemi, huraganach i innych tego typu stresujących prezentach Matki Natury. Tak też kiedy krzesło, na którym człowiek wygodnie siedzi, zaczyna niepokojąco drgać, po czym nastepuje głośny huk dorównujący mocą silnikom startujacego odrzutowca, kot zaczyna przeraźliwie miauczeć, a jeden z wielu robaków ze stołu kuchennego, porwany falą wydarzeń, postanawia dobrowolnie zakończyć swój (i tak już niezbyt długi) żywot na szybie pobliskiego okna, jedno jest pewne: zaczyna się. Jedyne rozsądne rozwiązanie nasuwa się samo: opuścić budynek w tempie natychmiastowym. Najpierw kobiety (dzieci brak) i... tylko kobiety. Koty się nie liczą. Są ze stali i mają cztery łapy do spadania. Jedynie pan eR. każdorazowo b o h a t e r s k o stawia czoła wyzwaniu. Porzuca puszkę pełną piwa, wygodny fotel komputerowy zastępuje wersalką, a dżojstik drży dzierżony w jego niespokojnych dłoniach.
Czy i tym razem Nasz Bohater urauje świat...?
Play Station 3 to wynalazek nie lada. W połączeniu z Bigskrinowym TIWI i nowozakupionym zestawem głośników do wersjii surround, wszystko inne może się schować. I to najgłębiej i najdalej jak tylko się da. Przede wszystkim ze względów praktyczno-relaksacyjnych. Pewnie wielu zarzuci mnie argumentami o dobroczynnym wpływie muzyki na organizm ludzki. I owszem. Zgodzę się, że miło z muzyką mieć do czynienia i to dzięki niej nieraz wszystko wokół nabiera barw. Ba, Amerykanie wierzą wręcz, że muzyka pomaga odreagować. Według ich obliczeń Stopień Odreagowywalności wzrasta wprost proporcjonalnie do nateżenia dźwięków atakujących każdą komórkę ciała osoby poddawanej terapii. Co więcej, wszystko odbywa się w warunkach domowych, przy biernym udziale sąsiadów, o współlokatorach nie wspominając.
Uff... Tym razem Świat wygrał kolejną szansę. I tylko następna krwawa plama poświęconego robalego życia, na szybie kuchennego okna, przypominać będzie o przebytej walce, a posiłki przy pechowym oknie odbywać się będą w ciszy, skupieniu i pełnej gotowości do przyszłej nieuniknionej akcji ewakuacyjnej.

/diana.


miércoles, julio 18, 2007

BardzoDiękujęZaInstrukcję



Di uwielbiam Twoje rysunki z instrukcjami - ta rozbawiła mnie do łez.... :)

kasia.r

miércoles, julio 04, 2007

Narzekania

Stale narzekamy
na dziurę w moście
na piate koło u wozu
na dwa grzyby w barszczu
na kropke bez i
na piłkę co łamie kwiaty
na szczęście bez dalszego ciągu
na to, że nie widać
na to, że wszyscy umierają a nietylko niektórzy
na to jak bardzo wystarczy kochać, żeby siebie zniszczyć
ale stale potrzeba tego co niepotrzebne .
ks. Jan Twardowski

To w sktócie opisuje wczorajszy dzień :))) . Wczoraj był Wielki Dół dziś jest już lepiej i tak będę trzymać cokolwiek się będzie działo . "Upierdliwych amerykanów" będę olewać :)))
k.r

lunes, julio 02, 2007

THE AMERICAN DREAM!!! (czyli o suszarce do włosów i innych współlokatorach)

Właśnie mamy wojnę ze współlokatorami o... suszarkę do włosów. Znaczy - inaczej: my po prostu już nie mamy suszarki. A było to tak.
(Wtrącenie dla niewtajemniczonych: mowa o suszarce, z której pozwolono nam oficjalnie korzystać Kiedykolwiek I W Ogóle.)
No więc wracając do tematu. Bylo to tak, że dzisiaj Piękna Irena (AJRIN) zabrała suszarkę do siebie. Czyn swój poparła wykładem: "Suszarka zabrana celowo i z premedytacją, bo rano budzimy jej wlascicielkę susząc włosy o 9 ej em i wlascicielka jest ZŁA". Podsumowując - odpada poranne (o 9 ej em) mycie włosów, bo nie da się wysuszyć (a w miejscu pracy przeciągi dorównujące Przeciągom przez duże Pe), w dzien nas nie ma, wieczorami ich nie ma, albo śpią przed Bigskrinowym TIWI. Reasumując, mamy łaskawie się prosic, ale to raczej nie zadziała, bo niebardzo będzie kiedy. Zakup nowej i własnej suszarki nie wchodzi w grę, ze względu na drastycznie turystyczny charakter tej wyspy. Bo gdyby tu ewentualnie jakakolwiek suszarka na sprzedaż się znalazła, to jedynie w kształcie wyspy Block Island, z melodyjką na kształt hymnu amerykańskiego na czas suszenia.Taka to histo/eria.
No nic.
Zastanawiam się kiedy z n ó w oznajmią nam, że za często się raz na dzień kąpiemy. Albo, jak już na wstępie zaproponowali - zasugerują, żeby herbatę robić w mikrofali (bo gaz drogi, a czajnika na prąd nie ma). (Własnie uczę ich kota słowa przez niektórych potępianego /w wolnym tłumaczeniu: odejdź, kocie./. Próbuję pomóc mu czynami i sprawdzam na ile zgadza się to, że kot na 4ry łapy spada. Niestety to chyba prawda). No więc czajnika na prąd nie ma. Za to na prąd jest To-na-kawę, jakieś szejkery, jakieś otwieracze do puszek i wszystko inne.
Ciagnąc mój wywód (na nutę narzekającą, ale nie zniechęcajcie się;) - nasi współlokatorzy c o d z i e n n i e zasypiają przed Bigskrinowym TIWI, który gra na cały dom i podwórko do godziny 4-5 rano (do momentu, aż nie stwierdzą, że czas iść Spać Po Ludzku). Od godziny 4-5 na tryb głośnomiauczący przechodzą dwa koty. Na zmianę. Żeby efekty ich ciężkiej kociej roboty zostały dostrzeżone, pomagają sobie pazurami, które w zestawieniu z naszymi drzwiami (harmonijkowymi), dają satysfakcjonujący (koty) efekt dorównujący oglądaniu ciągu dalszego, przerwanego chwilę wcześniej, pasjonującego trillera na Bigskrinowym TIWI. I tak do godziny, o której trzeba wstawać.
Pewnie pomyślicie, że "i co i potem rano jak wstaną (rano - 12.) wsiadają do swojego SUV co pali 25 litrów i jadą do starbucks po kawę?" /by A.N./
Otóż wyprowadzę Was z błędu. Rano idą udawać, że ciężko pracują. EfektyciężkiejpracypanaeR zauważamy z Kasią zawsze jak podskoczymy na 'bajku' w czasie przerwy do domu (biedny Robert nie potrafi ustalić godziny, bo wszystko jest zmienne, jak to kiedyś ktoś mądrze powiedział). Efektem jest wiec pan eR czerwony i uhahany, czyli po porannej dawce pocieszacza. (W końcu - musi jakos odreagować poranną suszarkę.)
(Kot znów spadł na 4ry łapy. Szkoda słów)
Na pytanie (wbrew pozorom wymagające rozbudowanej wypowiedzi): "a ci współlokatorzy czym się zajmują, z definicji i z powołania?" /ibidem/, odpowiadam (w miarę) krótko i (w miarę) zwięźle:
Współlokator nr 1 - pan Robert (potocznie: Robbie). Kiedyś kierowca rajdowy, teraz ma warsztat samochodowy (jeden z dwóch na wyspie, więc na brak kasy narzekać nie może). W wolnych chwilach pali trawę, rzadziej bierze prysznic. Czasem zdarza mu się umyć zęby (widziałam, że jest szczoteczka, ale na gorącym uczynku go nie przyłapałam. W każdym razie - pozory są).
Wspóllokatorka nr 2 - Irena (potocznie Ajrin) przyjechala z Mołdawii i chyba bardzo chciała wizę, bo wyszła za mąż za pana eR. Pracuje dorywczo tu i tam, skutecznie potrafi zapchać toaletę gołąbakami, które zdążą prawie wyjść z garnka, a już napewno pokryć się warstewką zielonkawego nalotu, zanim w/w współlokatorka wpadnie w ogóle na to, że możnaby im pomóc opuścić lokal. Mrówek się nie boi. Lubi trzymać je w domu (szczególnie w kuchni). W wolnej chwili zaliczyła glebę na rowerze, w związku z czym caly świat był winny i winien był chodzić na paluszkach przez ostatni tydzień (ran nie zanotowano). Bierze prysznic i goli nogi (w salonie na dywanie, przed Bigskrinowym TIWI).
(zaraz sprawdzę, czy koty przechodzą przez zamknięte okna)
/by A.N.: przechodzą, przy odpowiedniej prędkości początkowej, ale same rzadko kiedy są w stanie ją sobie nadać. Potrzebują pomocy od ludzi. Myślę, że miałabys tyle sily :>/
Już ja im pomogę.
Współlokatorzy #3 i #4: matka i syn (jak to dumnie mawiają ich państwo). Amerykańskie koty.
Współlokator #5 - jakiś gekon, czy coś w ten deseń skałki z jego terrarium. Znaków szczególnych nie zanotowano.
Współlokatorki #6 -
∞. Ryba lub ryby. W zeszłym roku ciężko było zaobserwować, gdyż akwarium wypełniała szczelna mgła (miały "claudy"), obecnie jeszcze ciężej o jakiekolwiek spostrzeżenia poza tym, że albo mieszkają z nami stwory z największych głębin oceanu (źle znoszące jakiekolwiek światło), albo żarówka w akwarium się spaliła.

"generalnie koty miaucza jak czegos im barkuje
jedzenia albo picia
albo wyjscia na dwor
Ja: (01:08)
im brakuje wyjscia na dwor
epsilon: (01:08)
przez okno :>
Ja: (01:09)
wlasnie
ja ich potrzebe zaspokoje
epsilon: (01:09)
sunday bloody sunday :>"

PS. Własną suszarkę zaoferował nam właśnie nasz pracodawca. Będziemy nią huczeć długo i przeciągle każdego ranka. Obiecujemy:)

/diana.