lunes, julio 02, 2007

THE AMERICAN DREAM!!! (czyli o suszarce do włosów i innych współlokatorach)

Właśnie mamy wojnę ze współlokatorami o... suszarkę do włosów. Znaczy - inaczej: my po prostu już nie mamy suszarki. A było to tak.
(Wtrącenie dla niewtajemniczonych: mowa o suszarce, z której pozwolono nam oficjalnie korzystać Kiedykolwiek I W Ogóle.)
No więc wracając do tematu. Bylo to tak, że dzisiaj Piękna Irena (AJRIN) zabrała suszarkę do siebie. Czyn swój poparła wykładem: "Suszarka zabrana celowo i z premedytacją, bo rano budzimy jej wlascicielkę susząc włosy o 9 ej em i wlascicielka jest ZŁA". Podsumowując - odpada poranne (o 9 ej em) mycie włosów, bo nie da się wysuszyć (a w miejscu pracy przeciągi dorównujące Przeciągom przez duże Pe), w dzien nas nie ma, wieczorami ich nie ma, albo śpią przed Bigskrinowym TIWI. Reasumując, mamy łaskawie się prosic, ale to raczej nie zadziała, bo niebardzo będzie kiedy. Zakup nowej i własnej suszarki nie wchodzi w grę, ze względu na drastycznie turystyczny charakter tej wyspy. Bo gdyby tu ewentualnie jakakolwiek suszarka na sprzedaż się znalazła, to jedynie w kształcie wyspy Block Island, z melodyjką na kształt hymnu amerykańskiego na czas suszenia.Taka to histo/eria.
No nic.
Zastanawiam się kiedy z n ó w oznajmią nam, że za często się raz na dzień kąpiemy. Albo, jak już na wstępie zaproponowali - zasugerują, żeby herbatę robić w mikrofali (bo gaz drogi, a czajnika na prąd nie ma). (Własnie uczę ich kota słowa przez niektórych potępianego /w wolnym tłumaczeniu: odejdź, kocie./. Próbuję pomóc mu czynami i sprawdzam na ile zgadza się to, że kot na 4ry łapy spada. Niestety to chyba prawda). No więc czajnika na prąd nie ma. Za to na prąd jest To-na-kawę, jakieś szejkery, jakieś otwieracze do puszek i wszystko inne.
Ciagnąc mój wywód (na nutę narzekającą, ale nie zniechęcajcie się;) - nasi współlokatorzy c o d z i e n n i e zasypiają przed Bigskrinowym TIWI, który gra na cały dom i podwórko do godziny 4-5 rano (do momentu, aż nie stwierdzą, że czas iść Spać Po Ludzku). Od godziny 4-5 na tryb głośnomiauczący przechodzą dwa koty. Na zmianę. Żeby efekty ich ciężkiej kociej roboty zostały dostrzeżone, pomagają sobie pazurami, które w zestawieniu z naszymi drzwiami (harmonijkowymi), dają satysfakcjonujący (koty) efekt dorównujący oglądaniu ciągu dalszego, przerwanego chwilę wcześniej, pasjonującego trillera na Bigskrinowym TIWI. I tak do godziny, o której trzeba wstawać.
Pewnie pomyślicie, że "i co i potem rano jak wstaną (rano - 12.) wsiadają do swojego SUV co pali 25 litrów i jadą do starbucks po kawę?" /by A.N./
Otóż wyprowadzę Was z błędu. Rano idą udawać, że ciężko pracują. EfektyciężkiejpracypanaeR zauważamy z Kasią zawsze jak podskoczymy na 'bajku' w czasie przerwy do domu (biedny Robert nie potrafi ustalić godziny, bo wszystko jest zmienne, jak to kiedyś ktoś mądrze powiedział). Efektem jest wiec pan eR czerwony i uhahany, czyli po porannej dawce pocieszacza. (W końcu - musi jakos odreagować poranną suszarkę.)
(Kot znów spadł na 4ry łapy. Szkoda słów)
Na pytanie (wbrew pozorom wymagające rozbudowanej wypowiedzi): "a ci współlokatorzy czym się zajmują, z definicji i z powołania?" /ibidem/, odpowiadam (w miarę) krótko i (w miarę) zwięźle:
Współlokator nr 1 - pan Robert (potocznie: Robbie). Kiedyś kierowca rajdowy, teraz ma warsztat samochodowy (jeden z dwóch na wyspie, więc na brak kasy narzekać nie może). W wolnych chwilach pali trawę, rzadziej bierze prysznic. Czasem zdarza mu się umyć zęby (widziałam, że jest szczoteczka, ale na gorącym uczynku go nie przyłapałam. W każdym razie - pozory są).
Wspóllokatorka nr 2 - Irena (potocznie Ajrin) przyjechala z Mołdawii i chyba bardzo chciała wizę, bo wyszła za mąż za pana eR. Pracuje dorywczo tu i tam, skutecznie potrafi zapchać toaletę gołąbakami, które zdążą prawie wyjść z garnka, a już napewno pokryć się warstewką zielonkawego nalotu, zanim w/w współlokatorka wpadnie w ogóle na to, że możnaby im pomóc opuścić lokal. Mrówek się nie boi. Lubi trzymać je w domu (szczególnie w kuchni). W wolnej chwili zaliczyła glebę na rowerze, w związku z czym caly świat był winny i winien był chodzić na paluszkach przez ostatni tydzień (ran nie zanotowano). Bierze prysznic i goli nogi (w salonie na dywanie, przed Bigskrinowym TIWI).
(zaraz sprawdzę, czy koty przechodzą przez zamknięte okna)
/by A.N.: przechodzą, przy odpowiedniej prędkości początkowej, ale same rzadko kiedy są w stanie ją sobie nadać. Potrzebują pomocy od ludzi. Myślę, że miałabys tyle sily :>/
Już ja im pomogę.
Współlokatorzy #3 i #4: matka i syn (jak to dumnie mawiają ich państwo). Amerykańskie koty.
Współlokator #5 - jakiś gekon, czy coś w ten deseń skałki z jego terrarium. Znaków szczególnych nie zanotowano.
Współlokatorki #6 -
∞. Ryba lub ryby. W zeszłym roku ciężko było zaobserwować, gdyż akwarium wypełniała szczelna mgła (miały "claudy"), obecnie jeszcze ciężej o jakiekolwiek spostrzeżenia poza tym, że albo mieszkają z nami stwory z największych głębin oceanu (źle znoszące jakiekolwiek światło), albo żarówka w akwarium się spaliła.

"generalnie koty miaucza jak czegos im barkuje
jedzenia albo picia
albo wyjscia na dwor
Ja: (01:08)
im brakuje wyjscia na dwor
epsilon: (01:08)
przez okno :>
Ja: (01:09)
wlasnie
ja ich potrzebe zaspokoje
epsilon: (01:09)
sunday bloody sunday :>"

PS. Własną suszarkę zaoferował nam właśnie nasz pracodawca. Będziemy nią huczeć długo i przeciągle każdego ranka. Obiecujemy:)

/diana.

5 Comments:

Anonymous Anónimo said...

Ojjj widze Diana że nie masz tam łatwego zycia o suszarce juz nie spomne :) Co do kotków to osobiscie nie jestem super fanem tych zwierzat i w ostatnich czasach w UK mam taka swoja mała firme dostarczjąca adrenaliny kotką :D "KOCIE BANDŻI" to moj ulubiony numer :D Niestety ostatnio chcieli mi odebrac licencje na "BANDŻI" poniewasz 2 kotki nie dostosowały sie do mojego instruktarzy bespiecznego skakania i sa juz chyba na wiecznej kociej łonce...
To tyle a propo kotecków :)
Pozdrawiam wyspowiczów z innej wyspy :D :* :)

lun jul 02, 01:40:00 p. m.  
Blogger kate&diana said...

rzeczywiście amerykanie to najbardziej leniwi ludzie , a ich fałszywe uśmiechy zabijają....
k.r

lun jul 02, 08:42:00 p. m.  
Anonymous Anónimo said...

Proponuję przywiązać do ogona pustą puszkę po piwie i na pewno nie będziesz musiała pomagać kocurowi przechodzić przez zamknięte okno(pójdzie jak przecinak).

lun jul 02, 08:50:00 p. m.  
Anonymous Anónimo said...

Hallo hallo czy ktoś coś wspomina o kotach ??:> Nie mam zamiaru latać na bandżi ....choć może kiedyś.... a juz na pewno nie zamierzam biegać z puszką przywiązaną do ...ogona ;p paskudy zwierzeta męczycie ;ppppp

mar jul 03, 11:12:00 p. m.  
Anonymous Anónimo said...

Garfieldusku kochany przecież ty nie masz ogona :)

mié jul 04, 10:26:00 a. m.  

Publicar un comentario

<< Home