domingo, junio 18, 2006

crazy girls

O godzinie 16 z groszami dzielne Bohaterki Wyprawy pojawiaja sie w asyscie swoich rodzicow (co nie zmienia faktu, ze sa d z i e l n e , o czym Czytelnik przekona sie juz "pare lawek dalej"...) na lotnisku w Pyrzowicach. Czekinowanie i bording mijaja prawie** bezbolesnie i juz siedza (jeszcze wygodnie) beztrosko ogladajac "Na Dobre i Na Zle" (serial entuzjastycznie, chcialoby sie powiedziec: troche ZBYT entuzjastycznie - biorac pod uwage ilosc ludzi slyszacych okrzyk radosci Kasi, zostal przyjety). Tak wiec: ostatni raz Foremniakowa w bialym kitlu, ostatnie esemesy i juz Bohaterki - tej jakze pasjonujacej i obfitujacej w Nowe Doswiadczenia - podrozy, siedza na pokladzie "odrzutowca" w wersji na tyle skondensowanej, ze Ta Wyzsza (bezsprzecznie wiadomo o kogo chodzi) idac wzdluz rzedow foteli, przyczyniala sie bardzo house(plane)keeper'om samolotu szorujac wlosami po suficie. (Dodajmy - swoimi wlosami, ktore - jak to przed podroza bywa - sa jeszcze czysciutkie, pachnace i swieze. Nie powiemy 'lsniace', bo byl to chwilowy efekt, ktory zaraz przejal sufit samolotu). Bezsprzecznie nalezy wspomniec o efektownym ekhm... posilku 'samolotowym'. Bardzo oryginalnym w smaku, o wygladzie i zapachu nie wspominajac. Zapewne dlatego podano posilek ow zaraz po starcie, ze pozniej moglby okazac sie klopotliwy dla pilota i zalogi (sklasyfikowany przez radary wiezy kontroli lotow jako Niezidentyfikowany Obiekt Latajacy).
Po lotnisku CDG (Charles De Gaulle'a w Paryzu) Bohaterki moga juz oprowadzic kazdego smialka z uwzglednieniem wyszczegolnienia miejsc wartych 'posiedzenia'. (po 12-tu godzinach na lotnisku nawet tyl telewizorow Terminalu 2D wydaje sie interesujacy, pasjonujacy, wciagajacy*). Paryz nie zostal zdobyty, co stwierdzic nalezy z przykroscia. Z lotniska wydostac sie latwo, gorzej z powrotem na czas - widac francuzi to niekoniecznie przewidujacy narod. Opcja z taksowka odpadla w przedbiegach, gdyz zaproponowane (jedyne?) 20 euro/osobe przez Kasie, skwitowane zostalo przez diane krotko: 20 euro to se mozesz dac, ale jako n a p i w e k .








Po tak atrakcyjnej nocy nie nalezy sie dziwic temu, ze padly w objecia Morfeusza prawie**zaraz po wejsciu na poklad Boeinga 747-200. Budzone przez Wspolpasazera jedynie na posilek i z okazji turbulencji, ktore to Francuzi traktuja zdecydowanie zbyt powaznie ( w mniemaniu Dziewczyn:D ).




























Dzejefkej przyjety zostal entuzjastycznie, jednak radosc Naszych Bohaterek malala wraz z kazdym kolejnym kolkiem bagazy krecacych sie na tasmie... Sokoli wzrok Kasi wypatrzyl 'message' wybijajc z rytmu. Oswojone z brakiem pracownikow w office'ach, kolejnych dobre 20 minut Dzielne Podrozniczki spedzily wpatrujac sie tepo w ich puste fotele. Niesamowity ruch w pomieszczeniu obok nie zmacil spokoju Dziewczyn az do momentu, w ktorym postanowily sprawdzic co jest grane.
Bagaze - termin odbioru: poniedzialek. Prawie** OK.
Air Train, Metro E, Port Authority, Metro 7, nastepnie G i juz wszystko wraca do normy, bo Greenpoint to prawie** jak w domu. I tu przekonujemy sie, ze Nasze Bohaterki sa nie tylko Dzielne, ale rowniez s i l n e, bo nawet niejeden facet mialby problem z dotaszczeniem tych kilku niezbednych drobiazgow nabytych po tak 'okazyjnych' cenach jak i ilosciach (10 kg ryzu, 3 kg maki, 3kg cukru, 1kg platkow, 1 kg makaronu, litrowy dzem, 5 litrow plynu do prania,3 sery, 3litry szamponu, litr zelu pod prysznic, 3 litry balsamu do ciala, etc...) a wszystko to w plecaczku, torbie i niezliczonej ilosci nylonbojtli. Tarararara.
W mysl zasady: 'Dzien bez kolka, dniem straconym' - wszystko w normie i to bez dwoch zdan. (Bo to wcale nie tak latwo znalezc gate 81 na Port Authority...).
Po trzech godzinach snu - pobudka w New London o godz. 9 p.m. czasu amerykanskiego. Spozniony autobus wspanialego GREYHOUNDa byl sponsorem Nocy Na Szarej Lawce W Porcie. Dziewczyny, Szara Lawka i nieodlaczne Nylonbojtle = litosc kapitana Susan Ann + luksusik (cieplo, miekkie krzeselka i lazienka). 5 rano - wielki come back na Szara Lawke z przyczyn niezaleznych gwarancja zakupu biletu na pierwszy prom (8:10).



Bohaterki spanie opanowaly mistrzowsko w prawie** kazdej pozycji i w prawie** kazdym miejscu, wiec stolik na promie wydal sie prawie** idealny. A od mysli do spania - krotka droga.

Welcome to the Block Island!


* do wyboru.
** prawie robi duza roznice

3 Comments:

Blogger kate&diana said...

bagaze 'dzieki' Air France dostarcza FEDEX na samiutka wyspe - jutro rano odbior:) wszystko oki!dzisiaj jeszcze dzwonili potwierdzic adres.

mar jun 20, 12:36:00 a. m.  
Blogger kate&diana said...

ze niby block?

dom jun 25, 07:14:00 a. m.  
Blogger kate&diana said...

e no tu mamy 'typowe hamerykanskie domy', co to sie na wietrze chwieja;-) a wody az w nadmiarze! powietrze to chyba ma 95% wilgotnosci hihihi :) /d.

lun jun 26, 02:44:00 p. m.  

Publicar un comentario

<< Home